Dzisiejszy tekst będzie bardziej osobisty i wspomnieniowy, a okazją ku temu jest fakt, że właśnie mija 20 lat odkąd związałem swoją karierę z podatkami.
Nie wiem czy znacie kogoś kto od dziecka marzył o zajmowaniu się podatkami. Ja też nie znam i do tej „branży” trafiłem przypadkiem. Po skończeniu studiów i krótkiej, obowiązkowej jeszcze wówczas służbie wojskowej, zacząłem poszukiwania pracy w swoim rodzinnym Białogardzie. Widziałem siebie w branżach kreatywnych, miałem na koncie kilka scenariuszy reklamowych, pisałem opowiadania ale wysyłałem zgłoszenia na każdą w miarę interesującą i odpowiadającą moim kwalifikacjom ofertę pracy, w tym również do miejscowego urzędu skarbowego.
O podatkach nie miałem wówczas niemal żadnego pojęcia ale urzędnicza posada wydawała się dość atrakcyjna. Jak się można domyślić, dostałem tę pracę. Jak każdy nowy pracownik odbyłem swoistą „praktykę zawodową” w każdym dziale urzędu. Praktyka ta polegała przede wszystkim na porządkowaniu dokumentów ale trafiłem również na salę obsługi podatników. Moja praca tam polegała na pomocy bardziej doświadczonym koleżankom i kolegom (czyli podawaniu formularzy). Podatków uczyłem się w praktyce, bo już w pierwszych dniach pracy zdarzyło mi się udzielić porady podatkowej.
Po poznaniu pracy w każdym dziale urzędu trafiłem na stałe do komórki zajmującej się podatkiem dochodowym od osób fizycznych. Do dziś jest to moja ulubiona dziedzina prawa podatkowego, bo dotyczy każdego z nas, codziennych spraw i problemów, które z powodu niewiedzy czy błędu mogą dużo kosztować.
Pracę w urzędzie skarbowym wspominam bardzo dobrze, przede wszystkim dzięki wspaniałym koleżankom i kolegom. Przyszedł jednak czas na zastanowienie się „co dalej?”. Kontrolowanie podatników i szukanie za wszelką cenę błędów, które popełnili nie do końca mi odpowiadało. Widziałem siebie bardziej jako Robin Hooda broniącego biednych przed ślepą władzą niż narzędzie tejże władzy.
Po sześciu latach w urzędzie skarbowym postanowiłem przejść na drugą stronę podatkowej barykady. O egzaminie na doradcę podatkowego wówczas (w 2007 r.) i obecnie krążyły legendy. Owszem, był trudny (choć mi więcej problemów sprawił na przykład egzamin na prawo jazdy).
Po zdanym egzaminie rozpocząłem praktykę doradcy podatkowego. Od początku też sporo czasu poświęcam prowadzeniu szkoleń dla podatników. Bardzo to lubię, podczas szkoleń dużo się uczę.
Kolejnym ważnym momentem w karierze była przeprowadzka z Białogardu do Warszawy. Działalność w dużym mieście pozwoliła mi na rezygnację z usług księgowych (nie cierpię tego!) i skupienie się na doradztwie i szkoleniach.
Wbrew stereotypom, z którymi podejmowałem pracę w tej branży, podatki nie są nudne. Towarzyszą nam na każdym etapie życia (również i śmierci), a doradztwo podatkowe pozwala na łączenie wiedzy prawnej, ekonomicznej, rynkowej. Moja praca to nie tylko udzielanie w biurze porad klientom, pisanie opinii i pism urzędowych. To również rozprawy w sądzie, przesłuchania w urzędach skarbowych, doradztwo w wyborze strategii podatkowych i biznesowych, artykuły w prasie i książki.
Doradztwo podatkowe to na szczęście nie tylko nudne teksty ustaw ale również spora dawka kreatywności, która pozwala mi (mam nadzieję) do każdego klienta i problemu podchodzić indywidualnie i twórczo.
Moja kariera w podatkach zmieniała się i zapewne będzie tak nadal. W ciągu tych dwudziestu lat zmieniały się też podatki. W 2001 r. stawka podatku CIT wynosiła 38%, obecnie to 19%. Podatek PIT miał 3 stawki: 19, 30 i 40% (obecnie jest to 17 i 32%). Tylko podatkowi VAT jakoś nie udało się spaść. Wówczas wynosił 22% a obecnie mamy już 10 rok obowiązywania podwyższonej do 23% stawki, która była wprowadzona tylko na chwilę, maksymalnie na 3 lata. Zmieniają się stawki i wskaźniki ale zmian, które rzeczywiście wprowadzałyby jakąś rewolucję w prawie podatkowym nie było
Nie wiem czy podatki będą mi zawodowo towarzyszyły przez kolejne dwadzieścia lat. Mam jednak dziwne przekonanie, że same podatki pozostaną niezmienne.
Dodaj komentarz